POCZĄTKI

Zanim przedstawię początki sportu w Łabędach, przypomnę kilka faktów z dziejów miejscowości. Najstarsza wzmianka o niej datuje się z 1286 r. Nazwa pochodzi prawdopodobnie od siedliska łabędzi na bagnistych rozlewiskach Kłodnicy. Do 1671 r. Łabędy były w posiadaniu rodziny Colonów z Toszka. Dominium Łabędy obejmowało około 3 tys. hektarów. Pod koniec XVIII w. Łabędy były ośrodkiem powstań chłopskich. W 1900 r. założono Związek Pszczelarzy, jedyny w owym czasie związek pszczelarski na Śląsku, będący ośrodkiem krzewienia kultury. Zebrania odbywały się w domu Poloczków, przy ulicy noszącej dziś nazwę Główna. W czasie powstań śląskich Łabędy stanowiły ważny ośrodek powstańczy. W budynku obecnej szkoły podstawowej w Starych Łabędach mieścił się Polski Komisariat Plebiscytowy. Prawdopodobnie już w XVII w. przy łabędzkim zamku, dziś już nieistniejącym, była kuźnia. W połowie XIX w. wrocławski kupiec Roberto Caro założył hutę „Hermina” – późniejsza Huta „Łabędy”. W 1870 r. przy hucie powstała walcownia blach, wydzielona w 1902 r. w odrębny zakład, przejęty przez koncern Vereinigte Deutsche Nickelwerke – późniejsza Walcownia Metali „Łabędy”. W 1939 r. rozpoczęto budowę zakładu zbrojeniowego Presswerk Laband stanowiącego część składową Hermann Göering Werke. Po wojnie w 1951 r. w oparciu o ten zakład utworzono Zakłady Mechaniczne „Łabędy”. W latach 1954-1964 Łabędy posiadały prawa miejskie. W granicach miasta znalazły się też Niepaszyce i Przyszówka, a od 1959 r. Czechowice. W 1964 r. Łabędy włączono do Gliwic. 
Historia łabędzkiego sportu sięga początków XX wieku. Pierwsze tzw. gniazdo Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” powstało w Gliwicach 14 lutego 1904 r. W 6 lat później, 26 czerwca 1910 r., założono odrębne gniazdo w Łabędach. Działalność gniazda obejmowała, obok ćwiczeń gimnastycznych, również inne formy, takie jak odczyty, wystawianie sztuk teatralnych. Ćwiczenia fizyczne odbywały się w pobliskiej Czerwionce (2 km od Łabędy). Na zebraniu założycielskim wybrano zarząd, w skład którego weszli: Wilhelm Weps – przewodniczący, Leopold Sieroń – sekretarz, Paweł Szyguła – skarbnik. Po wybuchu I wojny światowej członkowie Towarzystwa brali czynny udział w manifestacjach patriotycznych. Prawie wszyscy członkowie „Sokoła” byli uczestnikami powstań śląskich. W 1919 roku utworzono w Łabędach pierwszy klub sportowy o nazwie „Czuwaj”. Zrzeszał on początkowo 50 członków, głównie spośród pracowników huty „Hermina”. Istniała wówczas tylko jedna sekcja – piłki nożnej. W 1921 roku klub został rozwiązany. W 1923 roku Łabędy zostały włączone do Rzeszy Niemieckiej. Jednak nie zamarła na Ziemi Gliwickiej działalność polskich organizacji. Nadal działały towarzystwa harcerskie, śpiewacze, szkolne, nieco później również sportowe. W 1934 r. w Gliwicach powstały dwa kluby ogólnosportowe – męski i żeński, w tym samym roku powstał klub piłkarski. Rozwojowi działalności sportowej położyła kres II wojna światowa.

ODBUDOWA

23 stycznia 1945 roku Łabędy zostały wyzwolone spod okupacji hitlerowskiej. Mieszkańcy przystąpili do porządkowania gospodarki, administracji. Uruchomione zostały łabędzkie przedsiębiorstwa – Walcownia Metali, Huta. Powoli rodziło się zainteresowanie sportem. Przy organizacji młodzieżowej TUR zawiązała się sekcja piłki nożnej. Powstał Hutniczy Klub Sportowy. Inicjatorem utworzenia klubu był dyrektor administracyjny huty – pan Brudny. Wśród grona założycieli znaleźli się również: Jan Skrzypiec, Rudolf Buhl, Norbert Konopka, Edmund Szymański, Henryk Więcek, Wilhelm Polok. Powstały zalążki kolejnych sekcji: koszykówki, zapasów, boksu. Klub borykał się z brakiem funduszy; pragnąc zdobyć pieniądze na zakup sprzętu, na transport zawodników, niejednokrotnie urządzano zbiórkę wśród kibiców. 
W 1947 roku wybrano pierwszy, oficjalny zarząd klubu. W jego skład wchodzili: Kazimierz Eder - prezes, Jan Skrzypiec - wiceprezes, Rudolf Buhl - skarbnik, Wilhelm Polok-kierownik sekcji. W 1948 roku przy Związku Zawodowym Hutników powstała federacja sportowa „Stal”. Klub sportowy, związany z Hutą, przybrał nazwę „Stal” Łabędy. W czasie swej działalności sportowej, klub zmieniał nazwy – w 1956 roku Motor, potem na krótko Polonia, wreszcie w 1957 roku powstało Łabędzkie Towarzystwo Sportowe. Ale o tym w następnych rozdziałach. 

SUKCESY RINGOWE

Najpopularniejszą niewątpliwie dyscypliną sportową w Polsce jest piłka nożna. Jednak z całym szacunkiem dla łabędzkich piłkarzy, największe sukcesy odnosili i największe emocje kibiców wzbudzali nasi bokserzy. Dlatego rocznicowe wspomnienia rozpoczynam od nich właśnie. 
Zalążki sekcji powstały w latach 40., ale formalnie sekcja została powołana do życia 23 czerwca 1950 roku, przede wszystkim z inicjatywy pięściarza wagi ciężkiej Pawła Skwary. Siłami kibiców wykonano ring w sali wynajętej po magazynie spółdzielczym. W 1953 roku połączono sekcje bokserskie RKS „Batory” i „Stal” Łabędy. RKS boksował wówczas w I lidze. Po połączeniu sekcji w Łabędach powstała I-ligowa drużyna – „Stal” Łabędy. Z RKS „Batory” przeszli do Łabęd m. in. tacy zawodnicy jak: Edward Urbaniak, Roman Pruchnicki, Henryk Nowara. Z Błękitnych Kielc pozyskano świetnego Leszka Drogosza, zaś z Unii Dąbrówka - Andrzeja Wojciechowskiego. Trenerem zespołu był wówczas wielokrotny reprezentant Polski i Śląska w latach 1922-1939 Józef Wieczorek. Stworzona została silna drużyna, która już w 1953 roku zdobyła mistrzostwo Śląska. Niestety, pod koniec roku Leszek Drogosz powołany został do wojska i rozpoczął walki w CWKS Warszawa. Ciekawostką jest to, że w 1954 roku do Łabęd przeniósł się ze Stali Bielsko Zbigniew Pietrzykowski wschodząca gwiazda polskiego boksu. Nie zadebiutował jednak w naszej drużynie, bowiem upomniało się o niego wojsko, a więc CWKS Warszawa. Bokserzy Stali Łabędy byli niejako skazani na sukces, bo przecież - jak pisał w październiku 1953 roku „Sztandar Metalowca”: „KZ PZPR dla o morale zawodników. Na treningi przychodzą stale prelegenci Komitetu Zakładowego, którzy wpajają bokserom zasady socjalistycznego sportu i wychowują ich”. Takie to były czasy. Okres świetności łabędzkich pięściarzy to lata 1953-1969. W tym czasie walczyli przez osiem sezonów w I lidze, zajmując miejsca:
- w sezonie 1953/54    -    7.
- w sezonie 1957/58    -    3-4. (liga podzielona na dwie grupy, ŁTS zajął 2. miejsce w grupie I)
- w sezonie 1958/59    -    4. 
- w sezonie 1959/60    -    6.
- w sezonie 1960/61    -    6.
- w sezonie 1961/62    -    7.
- w sezonie 1966/67    -    10.
- w sezonie 1968/69    -    12.
Po spadku z I ligi łabędzianie, aż do rozwiązania sekcji, walczyli w II lidze. Bokserzy z Łabęd odnosili również sukcesy indywidualne, zdobywając medale na mistrzostwach Polski. Mistrzami kraju byli:
- w 1957 roku    -    Władysław Jędrzejewski (waga ciężka)
- w 1958 roku    -    Leszek Drogosz (półśrednia)
- w 1959 roku    -    Piotr Gutman (kogucia)
- w 1960 roku    -    Władysław Jędrzejewski (ciężka)
- w 1961 roku -    Władysław Jędrzejewski (ciężka)
- w 1963 roku    -    Piotr Gutman (piórkowa)
- w 1966 roku    -    Piotr Gutman (piórkowa)
Srebrne medale mistrzostw Polski zdobywali:
- w 1955 roku    -    Andrzej Wojciechowski (półciężka)
- w 1956 roku    -    Andrzej Wojciechowski (półciężka)
- w 1958 roku    -    Władysław Jędrzejewski (ciężka)
- w 1961 roku    -    Jan Brodowiak (musza)
- w 1962 roku    -    Piotr Gutman (piórkowa)
- w 1964 roku    -    Piotr Gutman (piórkowa)
- w 1965 roku    -    Andrzej Siodła (lekkośrednia)
Stanisław Kosowicz (średnia)
- w 1970 roku    -    Stanisław Dzienis (kogucia)
Brązowe krążki mistrzostw Polski wywalczyli:
- w 1953 roku    -    Ewald Hecht (półśrednia)
- w 1956 roku    -    Jan Klenczar (lekka)
- w 1959 roku    -    Władysław Jędrzejewski (ciężka)
- w 1961 roku    -    Piotr Gutman (piórkowa)
- w 1967 roku    -    Andrzej Siodła (średnia)
- w 1968 roku    -    Andrzej Siodła (lekkośrednia)
- w 1971 roku    -    Andrzej Siodła (średnia)
Nasi pięściarze występujący w barwach Stali Łabędy, Motoru i ŁTS, mogli poszczycić się następującym dorobkiem medalowym mistrzostw Polski:

  złoty srebrny brązowy
P. Gutman 3 2 1
W. Jędrzejewski 3 1 1
L. Drogosz 1    
A. Wojciechowski   2  
A. Siodła   1 3
J. Brodowiak   1  
S. Kosowicz   1  
S. Dzienis   1  
E. Hecht     1
J. Klenczar     1


 


Niektórzy z wymienionych wyżej zawodników zdobywało również medale walcząc w innych klubach np. L. Drogosz – w CWKS i Legii Warszawa, W. Jędrzejewski – w Hutniku Kraków, A. Wojciechowski – w Unii Wrocław, S. Dzienis – w Gwardii Białystok. W zespole łabędzkim boksowało szereg zawodników, którzy zdobywali medale mistrzostw kraju będąc reprezentantami innych klubów, bądź to zanim przeszli do ŁTS, bądź po odejściu z Łabęd. Wymienić tu należy: Henryka Nowarę, Ryszarda Sitkowskiego, Władysława Morusia, Zygmunta Widułę. Łabędzcy bokserzy zdobywali też medale młodzieżowych mistrzostw Polski, mistrzostw Polski juniorów, mistrzostw Śląska. Najwięcej sukcesów, walcząc w ŁTS, odniósł Piotr Gutman. Urodzony w 1941 r., swój pierwszy tytuł mistrza kraju zdobył mając nieco ponad 17 lat. Do dnia dzisiejszego jest najmłodszym bokserem polskim, który wywalczył mistrzowski pas. Aby mógł wystąpić w mistrzostwach seniorów musiał uzyskać specjalne pozwolenie Polskiego Związku Bokserskiego. Jego największym sukcesem było zdobycie srebrnego medalu mistrzostw Europy, w Belgradzie w 1961 roku, w wadze koguciej. W latach 1959-65 siedmiokrotnie wystąpił w pierwszej reprezentacji Polski, odnosząc dwa zwycięstwa. Sensacją było jego zwycięstwo w meczu o Puchar Europy, w styczniu 1964 roku, nad Stanisławem Stiepaszkinem, najlepszym wówczas amatorskim bokserem świata w wadze piórkowej, mistrzem Europy z 1963 i 1965 roku, późniejszym mistrzem olimpijskim z Tokio w 1964 roku. Zwycięstwo to P. Gutman odniósł na ringu rywala w Moskwie! Wydawało się, że na igrzyskach tokijskich nasz zawodnik zdobędzie medal. Po dwóch zwycięskich walkach (z Fitzimmonsem - Irlandia i Takayamą - Japonia) w ćwierćfinale nie sprostał filipińczykowi A. Villaunevie, który zdobył srebrny medal, a w kilka lat później odnosił sukcesy na ringach zawodowych. Gutman był wychowankiem Górnika Biskupice, ale do Łabęd przeszedł już w 1958 roku, jako 17-latek. Był ulubieńcem łabędzkich kibiców, na jego cześć jeden z wielbicieli, zamieścił w 1961 r. na łamach „Sztandaru Metalowca” długą, 14-zwrotkową balladę. Z ringiem pożegnał się w 1967 roku, w wieku zaledwie 26 lat. Został w 1968 r. trenerem ŁTS, ale bez sukcesów. 
Poza Piotrem Gutmanem jeszcze dwóch startujących w naszym klubie pięściarzy brało udział w igrzyskach olimpijskich. Byli to: Andrzej Wojciechowski - w Melbourne (1956 r.) i Władysław Jędrzejewski - w Rzymie (1960 r.). 
Andrzej Wojciechowski (ur. w 1933 r.) boksował w wadze półciężkiej. Na igrzyskach w Australii dotarł do ćwierćfinału. Siedmiokrotnie reprezentował Polskę w meczach międzynarodowych, odnosząc pięć zwycięstw. Uczestniczył też, w 1957 roku w mistrzostwach Europy. 
Władysław Jędrzejewski (ur. w 1935r.) walczył w wadze ciężkiej, do Łabęd przyszedł z Włókniarza Zawiercie w 1955 roku. Dwukrotnie reprezentował nasz kraj na igrzyskach: w 1960 r. i w 1964 r. W 1959 roku będąc zawodnikiem ŁTS, zdobył brązowy medal na mistrzostwach Europy w Lucernie. To jego największy sukces. Na mistrzostwach Europy walczył też w 1963 roku. 22 razy wystąpił w meczach reprezentacji, zwyciężając 16 razy. 
Najwybitniejszym bokserem, który występował w biało-niebieskich barwach ŁTS, był bez wątpienia Leszek Drogosz. Był zawodnikiem Łabęd w 1953 roku, a następnie - po zakończeniu służby wojskowej - w latach 1955-1958. Urodzony w 1933 roku, od wieku juniora wykazywał wybitne umiejętności techniczne, nieprzypadkowo zyskując miano „czarodzieja ringu”. Reprezentował Polskę na igrzyskach w Melbourne, ale bez powodzenia. W 1960 r. na igrzyskach w Rzymie zdobył brązowy medal w wadze półśredniej, był też trzykrotnym mistrzem Europy, w latach: 1953, 1955 i 1959 oraz ośmiokrotnym mistrzem Polski. W okresie 1952-1960, aż 33 razy przywdziewał koszulkę z białym orłem, występując w meczach międzypaństwowych i zwyciężając 31 razy. 
Wychowankiem ŁTS był Karol Czempik urodzony w 1945 roku. Największe sukcesy odnosił on jednak w Legii Warszawa. Boksował w wadze muszej i koguciej. Pięciokrotnie występował w meczach reprezentacji Polski (w latach 1965-67), odnosząc trzy zwycięstwa. Walcząc w Łabędach duże sukcesy odnosił Andrzej Siodła, urodzony w 1942 roku. Walczył w wadze lekkośredniej i średniej. Do Łabęd przyszedł z Budowlanych Poznań. W latach 1961-67, 12 razy walczył w meczach reprezentacji kraju, pięciokrotnie schodząc z ringu jako zwycięzca. Reprezentował Polskę na mistrzostwach Europy w Moskwie w 1963 roku, przegrywając w eliminacjach. Po rozwiązaniu sekcji ŁTS, walczył w Carbo Gliwice, karierę zakończył w 1977 roku. 
Poza wszystkimi wymienionymi zawodnikami, zdobywcami medali na największych imprezach, w łabędzkim zespole walczyli i odnosili sukcesy w mistrzostwach Śląska również m. in. tacy bokserzy jak: Manfred Klobuca, bracia Werner i Gerard Królowie, Maksymilian Szumniak, Tadeusz Bauerek, bracia Ryszard i Henryk Hartyniukowie, Henryk Winnicki, Wiesław Szywała, Tadeusz Duda, Błażej Krzystek, a także wielu innych, którzy zapisali się w kronikach łabędzkiego sportu oraz w pamięci starszych kibiców. Łabędzkich bokserów trenowali tacy znakomici trenerzy i wychowawcy jak Józef Wieczorek, od 1960 Henryk Nowara - późniejszy trener kadry Meksyku w 1968 r. i Jan Zienc. 
Nie można zapomnieć o działaczach sekcji bokserskiej, takich jak Stefan Ferdek - kierownik sekcji od 1960 r., Marian Gniłka, Jerzy Kasprzyk - spiker meczów, po którego gestach już podczas zbierania punktowych kart sędziowskich widzowie domyślali się werdyktu.
Pięściarze rozgrywali swoje mecze najczęściej na ringu ustawionym w sali widowiskowej łabędzkiego Domu Kultury (i któż powie, że boks to niekulturalna dyscyplina sportu?!). Jednak w ostatnich latach istnienia sekcji, zmuszeni byli walczyć w hali Carbo w Gliwicach lub w Hali Parkowej w Katowicach. 
Nie przeszkadzało to wiernym kibicom, którzy gotowi byli pojechać za swoimi ulubieńcami choćby na drugi koniec Polski. Bokserzy ŁTS utrzymywali kontakty sportowe z zagranicznymi klubami z NRD i Jugosławii, kilkakrotnie goszcząc rywali w Łabędach, bądź staczając mecze międzynarodowe na ringach rywali. Na początku lat 70. ubiegłego wieku sekcja przestała odnosić sukcesy. Do innych klubów odchodziło coraz więcej zawodników, najstarsi kończyli karierę, zaś praca z młodzieżą nie przynosiła efektów. Wreszcie stało się - 6 lutego 1973 roku decyzją Okręgowego Związku Bokserskiego w Katowicach skreślono drużynę ŁTS z rozgrywek i tym samym sekcja przestała istnieć. Po 13 latach, były zawodnik Wiesław Szywała, podjął próbę reaktywowania sekcji. Rozpoczął zajęcia z młodzieżą jesienią 1986 roku. Jednak jego wysiłki zakończyły się niepowodzeniem. 

LEPIEJ I GORZEJ

Nie jest odkrywczym stwierdzenie, że od wielu lat najpopularniejszą dyscypliną sportową w wielu krajach, również w Polsce, jest piłka nożna. Nie inaczej było i jest w Łabędach. Nic więc dziwnego, że właśnie piłkarzom poświęciłem najwięcej miejsca. Różne były losy naszej piłkarskiej drużyny.

Lata 40. – trudne początki

O pierwszych powojennych latach, na łamach gazety zakładowej „Sztandar Metalowca” mówił w 1960 roku Paweł Brom, rozpoczynający swą długoletnią piłkarską przygodę w 1945 roku, jako 17 letni chłopiec. „Trochę śmiesznie o tym wspominać, ale początku powojennego sportu szukać trzeba w szmacianej piłce i w meczach rozgrywanych systemem „ulica na ulicę”. Graliśmy gdzie się dało. Ambicją każdej większej grupy chłopaków było mieć własną drużynę. Pewnego razu na takim koleżeńskim meczu zjawił się nieznajomy i zaproponował skompletowanie piłkarskiej reprezentacji Łabęd. Najwięcej kłopotów było z piłką. Znalazł się na szczęście jeden z kolegów z pieniędzmi, który kupił wprawdzie piłkę starą, ale z prawdziwego zdarzenia. Od tej pory staliśmy się piłkarzami. Graliśmy w klasie „C”. (…)
Stadion pod lasem już był … tylko podobnie jak wszystko po wojnie nie nadawał się do użytku. Na stadionie porządki robiliśmy sami. Pamiętam jak nasza jedenastka ściągała z całych Łabęd siatkę na ogrodzenie boiska. Później pięliśmy się w górę. Po roku znaleźliśmy się już w klasie „B”, w której graliśmy przez dwa lata. Trochę dłużej zatrzymaliśmy się w klasie „A”, prawie dziesięć lat”.
Awans do klasy „A” nastąpił w 1948 roku. Wśród tych, którzy ten awans wywalczyli byli m.in. Franciszek Gabriel, Joachim Noszka, Paweł Brom, Eugeniusz Salamon (nieco później grający w czołowym klubie Śląska – Naprzodzie Lipiny), Herbert Barucha, Jan Miller, Rudolf Brom, Paweł Komander, Joachim Krawczyk, Hubert Stosz, Brunon Kos.
Powoli odradzał się klub, choć oczywiście czasy były siermiężne. W 1948 roku w drużynie ówczesnej Stali zadebiutował Lucjan Brychczy, najwybitniejszy piłkarz jaki grał w Łabędach, właściwie – można rzec – wychowanek klubu, bowiem właśnie tu nabył piłkarskiego szlifu.
Lucjan Brychczy urodził się 13 czerwca 1934 roku w Nowym Bytomiu. Pierwsze kroki na piłkarskim boisku stawiał w swej rodzinnej miejscowości. Jest wychowankiem Pogoni, w której grał w latach 1945-48. W wywiadzie udzielonym przed rokiem „Przeglądowi Sportowemu” mówił: „Tam gdzie zaczynała się moja przygoda z futbolem, nie było prawdziwego boiska. To było raczej zwykłe podwórko. Graliśmy na nim piłką, byle jaką, byle była. Najczęściej szmacianą, sznurowaną, od której bolała noga – zwłaszcza kiedy piłka nasiąkła wodą. A przeważnie mieli takie piłki ci, którzy nie umieli grać. Brało się ich do drużyny, żeby tylko zagrać (…)
Pan Lucjan – pisał „Przegląd Sportowy” – niechętnie udziela wywiadów, nie lubi gdy ktoś go dręczy pytaniami, zawraca mu głowę. Najchętniej chciałby mieć święty spokój. Jego życie to piłka. Jego dom to boisko. Tylko tam jest sobą.
- Kto w dzieciństwie zaprowadził pana do klubu?
- Nikt. Ja się zgłosiłem najpierw do sekcji bokserskiej. Bez wiedzy rodziców. Byłem dobry ruchowo, brałem nawet udział w pokazowych walkach. Ale rodzice się dowiedzieli i nie mogłem już dłużej boksować.
- Zaczął pan więc kopać piłkę.
- Tak to było moje ulubione zajęcie. Bo czułem, że umiem to robić, bo łatwo mi wszystko wychodziło. Poszedłem z kolegami na trening, ale bez jakiejś wiary. Do tamtej pory grałem tylko na podwórku. Komuś jednak wpadłem w oko. Miałem talent, miałem to coś, byłem zwinny i zwrotny. Przecież nie wzięli mnie za warunki fizyczne. Grali starsi juniorzy i brakowało im kogoś do składu, wzięto więc mnie. Początkowo się bali, bo byłem dość niski, nie chcieli, żeby mnie ktoś poturbował. W końcu mi zaufali.
- I wtedy pan pokazał co może taki mały człowiek.
- Strzeliłem dwie bramki. Trener zatrzymał mnie już na stałe w starszej grupie. Kiedy skończyłem szkołę podstawową, przeniosłem się do Łabęd. Tam zacząłem grać ponownie w juniorach. Kiedy trafiłem do seniorów, to stamtąd udało mi się dostać do reprezentacji Śląska, która była wówczas bardzo silna. A wtedy grywało się takie mecze Śląsk kontra Kraków. Oprócz tego, że umiałem rozgrywać, to strzelałem dużo bramek. Wygraliśmy 3:2 i strzeliłem dwie bramki. Wtedy zrobiło się na Śląsku głośno o mnie. Później ktoś robił w Warszawie przegląd kadr młodych zawodników. Skoszarowali nas około trzydziestu i kazali grać mecze między sobą na Marymoncie, tam chyba było najładniejsze boisko w całej Polsce. Wtedy funkcjonowały dwie reprezentacje – A i B. Dostałem powołanie do kadry B. Był taki mecz na Śląsku – reprezentacja B kontra reprezentacja Śląska 3:3 i znów strzeliłem trzy bramki. Po tym meczu trener powiedział, żebym poszedł do domu, spakował się i jechał do Warszawy. To był 1953 rok.
- Od razu zakochał się pan w Warszawie?
- To nie tak. Wróciłem do domu, a akurat Piast Gliwice walczył o drugą ligę. Dałem się namówić i ostatnie pół roku przed wojskiem grałem w Piaście.
- Nigdy nie miał pan żalu, że tak bezpardonowo pana ściągają do wojska?
- Mój rocznik i tak podchodził pod pobór. Chociaż poszedłem pół roku wcześniej. Człowiek był wtedy wystraszony. Przyjechał podpułkownik z Warszawy do mojego WKU i od razu dostałem kartę wcielenia. Później zostałem oficerem i nie było już tak łatwo się wywinąć (śmiech). 
- W wojsku nie nasłużył się pan zbyt czynnie.
- Trzeba było iść na dwa miesiące do jednostki, a ja w ogóle tam nie byłem. Przyjechałem do Warszawy, ubrali mnie w mundur i pojechałem prosto na zgrupowanie, przed meczem Polska-Bułgaria. To był mój debiut 2:2, rok 1954. Parę tych meczów było. Szczególnie pamiętam ten wygrany ze Związkiem Radzieckim. Cieślik strzelał, a ja mu dogrywałem. Nikt wtedy nie wierzył w nasze zwycięstwo. Nawet naobiecywali nam nagród. Pamiętam mecz z Hiszpanią, kiedy w Chorzowie przegraliśmy 2:4, strzeliłem piękną bramkę z przewrotki, taką jak Di Stefano”.
W Stali Łabędy Lucjan Brychczy grał w latach 1948-53. W 1954 r. na krótko trafił do Piasta Gliwice, zaś 12 września 1954 roku zadebiutował w drużynie CWKS Warszawa (późniejsza Legia), w meczu z Ruchem Chorzów. W warszawskim klubie grał do końca swej wspaniałej kariery. W ciągu 19 sezonów strzelił 182 gole w 368 meczach ligowych; 4-krotnie zdobył mistrzostwo Polski, w latach 1955, 1956, 1969 i 1970. W latach 1957, 1964 i 1965 był królem strzelców polskiej ekstraklasy. Ostatni mecz ligowy zagrał 12 marca 1972 roku.
Również 4-krotnie wywalczył Puchar Polski; w tych rozgrywkach zagrał 47 meczów i 36 razy trafił do siatki rywali. Rozegrał 12 spotkań w Pucharze Mistrzów Krajowych, wpisując się 5-krotnie na listę strzelców. Grał także w Pucharze Zdobywców Pucharów (9 meczów, 2 bramki), w Pucharze UEFA (10 meczów, 1 bramka) i Pucharze Intertoto (6 razy).
Ogółem w wojskowym klubie wystąpił 452 razy i zdobył 227 goli. 
Od 1954 roku, przez 13 lat przywdziewał reprezentacyjną koszulkę. Grał niemal w każdym meczu drużyny narodowej, wielokrotnie pełniąc funkcję kapitana. W pierwszej reprezentacji Polski rozegrał 58 meczów, strzelając w nich 18 bramek. W 1960 roku był olimpijczykiem w Rzymie. Przylgnął do Lucjana Brychcego pseudonim „Kici”, nadany mu przez Węgrów, a oznaczający w ich języku „Mały”. Miał bowiem tylko 166 cm wzrostu, ale zadziwiał kibiców błyskotliwą techniką dorównując najlepszym wówczas piłkarzom Europy. 71-letni dziś Lucjan Brychcy wciąż jest w kadrze trenerskiej warszawskiej Legii.

Lata 50. – powolny rozwój

Przełom lat 40. i 50. był nadal trudny. Piłkarze grali w klasie „A”. Dla podreperowania chudej kasy, zarząd organizował festyny i zabawy. Dochód z tych imprez przeznaczony był na tworzenie bazy sportowej. W 1951 roku ogrodzono stadion w Łabędach. W 1954 roku trenerem łabędzkiego zespołu był Karol Dziwisz, były piłkarz Ruchu Chorzów, 2-krotny przed wojną reprezentant kraju. W drużynie grającej wówczas w tzw. lidze wojewódzkiej grali m.in: Słomka, Dworczyk, Dibolik, Noszka, Krawczyk, Grobosz, Michalski, Salamon, Brom, Siwczyk, Skorek, Szatkowski, Henryk Księżyk, Gałka.
W dwa lata później piłkarzy zaczął szkolić inny przedwojenny reprezentant Polski (31 meczów), również były piłkarz chorzowskiego Ruchu – Gerard Wodarz.
Na przełomie lat 40. i 50. wciąż niełatwa była sytuacja materialna klubu, szczególnie pod względem sportowej bazy. Jednak już wówczas ambicje łabędzkich działaczy były bardzo duże; gazeta zakładowa „Sztandar Metalowca” pisała w 1953 roku: „W Łabędach ma powstać piękny stadion sportowy, którego widownia pomieści około 8 tys. ludzi. Wokół nowego boiska piłkarskiego, projektuje się budowę betonowego toru kolarskiego, a obok głównego boiska – boisk do koszykówki, siatkówki”. 

Rzeczywistość była jednak szara; w rok później można było w „Sztandarze” przeczytać: „Wyprawa na mecz do Rybnika wyruszyła na dwóch samochodach „Star20”. Jednym jechali zawodnicy, w drugim kibice”.
Do 1956 roku łabędzki klub nosił nazwę „Stal”. W kwietniu 1956 roku w kronikach zanotowano, że …”Koło Sportowe przy naszym zakładzie używać będzie nazwy „Motor”. W czasie dyskusji padały nazwy Gryf, Victoria, Czarni, Orzeł”.
29 kwietnia 1957 roku nastąpiło połączenie kół sportowych Polonii Łabędy i Motoru. Walcownia nie chciała się przyłączyć, ale do nowego klubu zgłosili akces piłkarze LZS Czechowice. Powstało Łabędzkie Towarzystwo Sportowe, przyjęto barwy biało-niebieskie, a jako znak – łabędzia w kole. Na zebraniu założycielskim było 71 członków Polonii i 63 Motoru. Przewodniczącym klubu wybrano Mariana Grabca, a jego zastępcami: Henryka Więcka, Stefana Zdebela i Józefa Skrzypca.
W 1958 roku rozpoczęto remont łabędzkiego stadionu. Zaczęła się wędrówka piłkarzy po obcych boiskach. Mecze rozgrywano najczęściej w Pyskowicach. Jesienią tego samego roku futboliści awansowali do III ligi. Grano wówczas systemem wiosna-jesień. Debiut w III lidze nastąpił więc wiosną 1959 roku, meczem ze Slavią Ruda Śląska. ŁTS przegrał w debiucie 0:2, ale już w drugim meczu rozgromił Górnika Janów 7:1. Warto przypomnieć piłkarzy, którzy wywalczyli awans, bowiem tworzyli oni bardzo obiecujący, młody zespół, o przeciętnej wieku około 22 lat: Walter Zuber, Oswald Jałowy, Karol Becker, Joachim Dibolik, Jerzy Kowalski, Gerard Grobosz, Aleksander Mandziara, Helmut Siwczyk, Zdzisław Gałka, Joachim Noszka, Henryk Księżyk, Ernest Księżyk, Ginter Szmainta, Paweł Brom, Józef Wiesner, Gerard Russek, Marek Chachuła, Herbert Fronczak, Marceli Pietrzak, Czesław Konowoł. Trenerem był wtedy Gerard Wodarz. 
Do dziś starsi kibice, do których, niestety, zalicza się też autor tego opracowania, z rozrzewnieniem wspominają ówczesną drużynę, końca lat 50. Młody zespół w swym pierwszym III ligowym sezonie był rewelacją rozgrywek, zajmując wprawdzie miejsce w środku tabeli, ale posiadając najbardziej bramkostrzelny atak, ze świetnym snajperem, Zdzisławem Gałką, królem strzelców III ligi. Zainteresowanie piłką nożną było ogromne; na trybunach stadionu w Pyskowicach 24 czerwca 1959 roku, w meczu z AKS Chorzów, wygranym 1:0 (bramka – Russek), było – jak podawała prasa – około 4 tys. widzów. Jeśli nawet ta liczba budzi wątpliwości, bo przecież pyskowicki stadionik jest niewielki, to faktem jest, iż zabrakło wówczas biletów w kasie. Wydawało się, że ŁTS w swoim drugim sezonie III-ligowym jest w stanie awansować do II ligi.

Niestety, w 1960 roku pięciu piłkarzy: Konowoł, Kowalski, Jałowy, Zuber, Fronczak, powołanych zostało do wojska i grali w Ostródzie. W rok później bardzo utalentowany Aleksander Mandziara odszedł do wojskowego klubu Flota Gdynia. Nieco później na krótko odszedł do Piasta Gliwice Czesław Konowoł. Nic zatem dziwnego, że tak poważnie osłabiony zespół nie zdołał utrzymać się w III lidze.
;Nie sposób nie poświęcić trochę miejsca we wspomnieniach Aleksandrowi Mandziarze. Po zakończeniu służby wojskowej i grze we Flocie Gdynia powrócił na Śląsk. Został zawodnikiem I ligowych Szombierek Bytom, zdobywając z tą drużyną wicemistrzostwo Polski. Później przeszedł do GKS Tychy i znów ze swą nową drużyną wywalczył wicemistrzostwo kraju w 1976 r. Po zakończeniu kariery wyjechał do Niemiec, gdzie trenował m.in. II-ligowy Kickers Offenbach.
W połowie lat 50. w ŁTS Łabędy, w drużynie trampkarzy rozpoczynał swą karierę Rudolf Stach, do dziś związany czynnie z klubem jako trener najmłodszej generacji łabędzkich piłkarzy. W 1959 r. Rudolf Stach rozegrał – jako napastnik – dwa mecze w reprezentacji Polski juniorów, z Austrią i NRD. Na jego talencie poznali się trenerzy Piasta Gliwice i w 1960 r. Rudolf Stach stał się piłkarzem tej II-ligowej wówczas drużyny. Grał w Piaście na obronie przez wiele sezonów, aż do końca swej piłkarskiej przygody, a więc do 1972 roku. Dziś na stadionie w Łabędach spotkać można przedstawicieli trzech generacji rodu Stachów: Rudolfa, jego syna Roberta (instruktora) i wnuka Łukasza – adepta piłki.
Kilka lat później, na początku lat 60. zaczął rozwijać się talent Pawła Janika, drugiego obok Lucjana Brychczego piłkarza, który w Łabędach zdobywał szlify, a później przez wiele sezonów grał na I-ligowych boiskach. Mając zaledwie 15 lat, Paweł Janik w 1964 r. był już zawodnikiem pierwszej drużyny ŁTS. Bardzo szybko sięgnęli po niego działacze Polonii Bytom, czołowej w latach 60. i 70. drużyny kraju. W latach 1965-67 rozegrał 24 mecze w reprezentacji Polski juniorów, strzelając 10 bramek. Występował na boisku obok takich piłkarzy jak: Deyna, Ćmikiewicz, Gorgoń, Musiał.
Po zakończeniu wieku juniora, od 1967 roku do 1971 r., grał 30 razy w reprezentacji młodzieżowej, gdzie zdobył 5 goli. W październiku 1970 r. zagrał jedno spotkanie - z Czechosłowacją (2:2) – w pierwszej reprezentacji Polski. Występował w wielu meczach międzynarodowych w Pucharze Lata. Po spędzeniu wielu sezonów w Polonii Bytom, przeszedł do sąsiada zza miedzy – Szombierek. W I lidze rozegrał 389 spotkań, do dziś plasując się w dziesiątce piłkarzy mających najwięcej występów w polskiej ekstraklasie.

Lata 60. - tułaczka

Początek lat 60. nie był dobrym okresem w życiu sekcji piłki nożnej. Składało się na to wiele przyczyn, z których najistotniejsze to znaczące osłabienie kadry zespołu, a także - już tradycyjnie – słaba baza treningowa. Pierwsza drużyna ŁTS przez wiele sezonów grała w klasie „A”, zajmując wprawdzie miejsca w czołówce tabeli, ale nie spełniając oczekiwań kibiców. Stadion w Łabędach był wciąż w remoncie, piłkarze tułali się po obcych boiskach, grając a to w Pyskowicach, a to przy ulicy Toszeckiej. 

Oczkiem w głowie łabędzkich działaczy była sekcja bokserska, zaś piłkarzami przejmowano się znacznie mniej. Na łamach „Sztandaru Metalowca” trener Świerkot żalił się: „Źle się dzieje, kierownictwo klubu nie interesuje się sekcją, piłkarze nie trenują, bo pracują na trzy zmiany. Wystarczy powiedzieć, że na treningach mam aż … dwie piłki i pięciu zawodników. A do tego fatalna płyta boiska i nieogrzewane szatnie”.
W pierwszych latach dekady podstawowymi zawodnikami byli: bramkarze: Czajka, Ernest Klukowski, Karol Becker, Oswald Jałowy i zawodnicy w polu: Józef Łuka, Jerzy Kowalski, Werner Zubek, Marceli Pietrzak, Ginter Szmainta, Leon Mendyk, Fryderyk Księżyk, Ernest Księżyk, Gerard Twardoń, Herbert Fronczak, Jerzy Jeleń, Józef Banasik, Herbert Sapik, Gerard Russek, Hubert Heller. Zmieniali się często trenerzy; na początku lat 60. drużynę prowadził M. Wójcik, którego w 1963 r. zastąpił Eugeniusz Salamon, a jego z kolei Świerkot.
Pod koniec lat 60. pojawiła się grupa utalentowanych młodych piłkarzy, osiągająca dobre wyniki w rozgrywkach juniorskich. Ich trenerem był Eugeniusz Salamon. Do wyróżniających się zawodników należeli: Jerzy Sieroń, Jerzy Mrzygłód, Andrzej Słodczyk, Jerzy Mercik, Andrzej Górny. Przebijali się oni do pierwszej drużyny, do której pozyskano również paru dobrych piłkarzy, takich jak: Michał Kołek, Rene Biernacki, Jerzy Ciemny. Wrócił z Piasta Czesław Konowoł. Zespół zaczął grać coraz lepiej. W czerwcu 1968 roku awansował do ligi okręgowej. Jednak fatalny stan bazy treningowej, nieustannie trwający remont stadionu, były przyczyną szybkiej degradacji drużyny do klasy „A”. Jak sięgam pamięcią, stadion nigdy nie był wykończony, choć mnóstwo godzin przepracowali na nim w ramach ówczesnych „czynów społecznych” pracownicy łabędzkich zakładów pracy. W 1969 r. nastąpiły kolejne zmiany w kadrze szkoleniowej – trenerem został Herbert Nowara, a jego pomocnikiem Joachim Noszka.

Lata 70. - nadzieja

Początek lat 70. nie przyniósł zmiany sytuacji w sekcji piłkarskiej. W drużynie zaczęli grać utalentowani wychowankowie: Józef Szarf, Henryk Ledwoń, Zbigniew Skoczek, Henryk Barucha, Andrzej Górny. Jednak zespół wciąż tułał się po obcych boiskach, nic zatem dziwnego, że kibice nie mogli doczekać się awansu z klasy „A”. Optymizm zaświtał w ich sercach w 1974 r., kiedy 22 lipca oddano wreszcie do użytku stadion. W inauguracyjnym meczu towarzyskim ŁTS spotkał się z II ligową Spartą Zabrze.

W tym samym roku zaangażowano w roli trenera – koordynatora Franciszka Skibę, byłego piłkarza Stali (później Zagłębia) Sosnowiec. W grudniu 1974 r., z jego inicjatywy, podjęto organizacyjne i prawne działania, zmierzające do połączenia drużyn: Kolejarza Gliwice (lidera klasy okręgowej) i ŁTS. Do końca sezonu 1974/1975 nowa drużyna występowała pod nazwą Kolejarz, ponieważ przepisy PZPN nie pozwalały na łączenie klubów w trakcie rozgrywek. Mecze rozgrywano jednak w Łabędach. To zagranie, nie ukrywajmy, przy „zielonym stoliku” spowodowało, że wprawdzie sekcja piłkarska Kolejarza przestała istnieć, co przysporzyło łabędzkim działaczom wielu wrogów, ale wreszcie w Łabędach stworzono zespół mogący powalczyć na lepszych boiskach, niż „A” – klasowe. Z Kolejarza przeszli tacy piłkarze jak: Ryszard Siemianowicz, Stefan Wodarski, Marian Brzezoń, Jan Złotek, Tadeusz Kobylnicki, Józef Bat, Piotr Wieczorek, Piotr Horn. Zawodnicy ci tworzyli trzon kadry pierwszego zespołu, uzupełniali tę kadrę „rodowici łabędzianie” m.in.: Bogusław i Leszek Mockowie, Zbigniew Sikora, Jerzy Mercik, Roman Bielawski, Józef Banasik, Zbigniew Skoczek, Józef Szarf, Andrzej Radwański, Ernest Zuzok, Henryk Barucha, Andrzej Górny, Andrzej Szelągiewicz, Jerzy Sieroń, Janusz Kulczycki.

W czerwcu 1975 r. drużyna awansowała do ligi wojewódzkiej. Z nadzieją oczekiwano debiutu, bowiem skład zespołu rokował sukcesy. W lipcowe święto ŁTS zremisował w towarzyskim meczu z Górnikiem Zabrze 2:2 (bramki: dla ŁTS – Zuzok i Kulczycki, dla Górnika – Gzil i Szołtysik). Trenerem – koordynatorem był F. Skiba, a trenerem drużyny – Herbert Nowara. W pierwszym spotkaniu rozgrywek sezonu 1975/76 ŁTS zwyciężył Zagłębiankę Dąbrowa Górnicza 2:1.
Do następnego sezonu drużyna przystępowała wzmocniona o piłkarzy pozyskanych z Piasta Gliwice: Karola Fajferka, Alfreda Skorupińskiego, Lesława Gila i Włodzimierza Cicha. Drużyna była na fali, rozgrywano towarzyskie mecze z renomowanymi zespołami polskimi, np. z okazji 25-lecia Bumaru z Szombierkami i Polonią Bytom (dwukrotnie remis 1:1) i zagranicznymi (zwycięstwo 3:1 z II ligową drużyną bułgarską).
W 1977 r. trenerem zespołu został Edward Szymkowiak, legendarny bramkarz Ruchu, Legii i Polonii Bytom, 53-krotny reprezentant Polski. Trenerem drugiej drużyny, grającej w klasie okręgowej był Rudolf Stach, zaś sukcesy z juniorami odnosił trener Eugeniusz Salamon. W jego zespole występował m.in.: Ginter Franusz, po latach grający na ligowych boiskach RFN.
W sezonie 1977/78 ŁTS zwyciężył w I grupie ligi wojewódzkiej. Mająca ponad półmilionowy nakład „Trybuna Robotnicza”, w numerze z 29 czerwca 1978 r. pisała: „21 lat czekała dzielnica Gliwic – Łabędy, na awans piłkarzy ŁTS do ligi międzywojewódzkiej. Wreszcie spełniły się marzenia sympatyków piłkarstwa. W ostrej rywalizacji z innymi konkurentami klasy wojewódzkiej, ŁTS Łabędy zapewnił sobie pierwsze miejsce w swojej grupie i po raz pierwszy awansował do ligi międzywojewódzkiej. Serdecznie gratulujemy! (…) Piłkarze ŁTS grali w klasie wojewódzkiej dwa sezony, od roku opiekuje się piłkarzami mgr Edward Szymkowiak, który w klubie ma wysoki autorytet. Koordynuje całością pracy sekcji trener inż. Franciszek Skiba, ponadto pracuje jeszcze sześciu instruktorów. (…) W sekcji piłkarskiej trenuje 105 piłkarzy. Obok pierwszego zespołu jest drużyna rezerwowa, są trzy zespoły juniorów i jeden trampkarzy. (…) Na ten sukces zapracował cały klub, zaś w szczególności: trener zespołu Edward Szymkowiak, piłkarze I drużyny: bramkarze – Jan Zuber, Michał Cichoń; obrońcy – Alfred Skorupiński, Lesław Gil, Krystian Szuba, Andrzej Jęczek, Tadeusz Kobylnicki, Ryszard Siemianowicz, Tomasz Barszczewski, Zbigniew Sikora; rozgrywający i napastnicy – Janusz Kulczycki, Ryszard Wadas, Jerzy Czerkawski, Ryszard Wejner, Artur Szykowski, Józef Szarf, Karol Fajferek, Andrzej Radwański, Henryk Barucha, Andrzej Szelągiewicz oraz działacze: prezes: Joachim Oleś, sekretarz klubu – Marek Sowa, kierownik sekcji – Józef Stankiewicz, kierownik drużyny – Jerzy Mercik, trener koordynator – Franciszek Skiba, gospodarze klubu – Ryszard Paluch i Kazimierz Góra.”

W meczu o tytuł „moralnego” mistrza Śląska pomiędzy dwoma mistrzami klas wojewódzkich, ŁTS pokonał dwukrotnie Grunwalda Halembę, u siebie 4:1 i na wyjeździe 2:1.
Również lokalne „Nowiny Gliwickie” podkreślały sukces piłkarzy, ale zauważyły, że „… zespół awansujący do grona drużyn stanowiących bezpośrednie zaplecze II ligi państwowej nie posiada odpowiedniej bazy treningowej. (…) Klub nie dysponuje płytą treningową i z konieczności musi decydować się na wynajmowanie w tym celu przygodnych boisk w Gliwicach i okolicy. Być może jednak sukces piłkarzy odmieni choć w części tę kłopotliwą nieco sytuację”. No cóż, nie odmienił. Do dziś najpoważniejszym problemem klubu pozostaje brak bazy treningowej.
Końcówka lat 70. to dobry okres dla sekcji piłkarskiej. ŁTS prowadził siedem drużyn: dwie seniorskie (pierwsza w lidze międzywojewódzkiej, druga w klasie „A”), trzy drużyny juniorów i dwie trampkarzy. Trenerem koordynatorem był F. Skiba, trenerem pierwszej drużyny Piotr Słomski, który zastąpił Edwarda Szymkowiaka. Drugim trenerem był Rudolf Stach. W kadrze trenerskiej byli też: Ryszard Siemanowicz, Eugeniusz Salamon, Karol Becker, Leszek Dunajczyk, Jerzy Jeleń.
Drużyny rozgrywały towarzyskie spotkania międzynarodowe. W 1978 roku nawet juniorzy zmierzyli się z zespołem … włoskim CFFS Sampierdarena z Genui. W meczu tym jednym z zawodników był Andrzej Sypek, którego dziś bliżej przedstawiać nie trzeba.

Lata 80. - schyłek

Na początku lat 80. trenerem koordynatorem został Witold Szyguła, były bramkarz Zagłębia Sosnowiec, trenerami zespołu występującego w lidze międzywojewódzkiej: Rudolf Stach i Ryszard Siemianowicz. Podstawowi zawodnicy w owym czasie to: Zuber, Jęczek, Winkler, Gil, Szuba, Kulczycki, Kobylnicki, Śliz (przeszedł po jednym sezonie do Piasta Gliwice), Szubert, Fajferek, Szula – były zawodnik ligowego Górnika Wałbrzych, Freier, Radwański, Brom, Wadas, Ledwoń. Krótko grał w ŁTS bramkarz Apostel, który poprzednio przez wiele lat bronił bramki Piasta Gliwice.
W czerwcu 1980 roku nastąpiła reforma rozgrywek, utworzono 8 grup III ligi. W jednej z nich znalazła się łabędzka drużyna.
Pamiętny sierpień 1980 roku zapoczątkował wiele zmian politycznych, społecznych i gospodarczych. Wywarł również ogromny wpływ na życie sportowe kraju, zmienił zasady finansowania organizacji i klubów sportowych. Znacznie okrojono państwową dotację na sport, a przedsiębiorstwa ograniczyły wielkość ponoszonych kosztów na utrzymanie klubów. Działalność wielu z nich została zawieszona, niektóre zostały zlikwidowane. Zawodnicy szeregu klubów niższych klas, którzy dotąd byli na etatach w zakładach pracy, zostali zobowiązani do rzeczywistego podjęcia pracy. W Łabędach również wiele kwestii nie zostało rozstrzygniętych, było mnóstwo niejasności jak klub ma funkcjonować. Groziło mu wręcz rozwiązanie. Łabędzkie zakłady pracy zaprzestały finansowania działalności sportowej. W tych trudnych latach z pracy w klubie zrezygnowało sporo ludzi, którzy do tej pory mienili się działaczami. Trudny okres, w którym ŁTS się znalazł weryfikował ludzi. Na szczęście nie wszyscy założyli ręce i biernie poddali się losowi. Grono najbardziej ofiarnych miłośników sportu, w 1983 roku doprowadziło do walnego zebrania, podczas którego wytyczono drogę wyjścia z kryzysu. Za najważniejsze zadanie uznano osiągnięcie niezależności finansowej; rozpoczęto działalność gospodarczą. Jednocześnie starano się uporządkować pracę w sekcjach sportowych. Mimo ogromnych trudności udało się utrzymać działalność kilku z nich. Najważniejsi byli oczywiście piłkarze. Niektórzy z nich rezygnowali z gry, lecz później wracali na boisko. Znowu trenowało stu zawodników, a chętnych było znacznie więcej. Na przeszkodzie stała nieszczęsna skromna baza sportowa. Dysponowano dwoma zaledwie boiskami, choć prawdę mówiąc, jedno z nich było zwykłym klepiskiem, a boiskiem można go było nazwać jedynie w przypływie dobrego humoru. Nie inaczej jest zresztą i dziś. Były oczywiście marzenia, a raczej mrzonki, o stworzeniu w okolicach stadionu dużego kompleksu boisk i obiektów towarzyszących. Miała być nawet wybudowana hala sportowa, a także kryty basen. Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała te marzenia. Sekcja piłki nożnej przeżywała ogromny kryzys. Wyczerpały się zapasy sprzętu, brakowało butów, dresów, koszulek, spodenek. Nic zatem dziwnego, że w sezonie 1982/1983 ŁTS spadł do klasy okręgowej.
W sezonie 1983/1984 dobrze spisywała się druga drużyna ŁTS, która awansowała do klasy „A”. Grali w tym zespole piłkarze, którzy w dziesięć lat później odegrali istotną rolę w historii klubu, reaktywując jego działalność. Byli to m.in. Andrzej Sypek, Ryszard Olejarz, Marcin Komander, a także wchodzący do drużyny utalentowani juniorzy: Piotr Różański, Piotr Dobiosz, Dariusz Skwarek, Henryk Franik, Robert Stach, Zbigniew Majewski, Jarosław Kocyan. Wkrótce potem przebijali się oni do pierwszej drużyny.

Pozyskano kilku rutyniarzy, otrzaskanych w ligowych drużynach, takich jak Józef Kopicera czy Józef Rochnia, a nieco później do ŁTS przyszli: Marian Brzezoń, Andrzej Filosek, Eugeniusz Freier, którego syn Sławomir uczył się piłkarskiego abecadła w Łabędach, a dziś jest czołowym piłkarzem Bundesligi, reprezentantem Niemiec, występującym pod imieniem Paul. Piłkarze łabędzcy przez kilka sezonów walczyli o wejście do III ligi. Drużyna zajmowała wysokie miejsca w klasie okręgowej, ale upragniony awans był wciąż nieosiągalny. Mimo trudnej sytuacji finansowej, piłkarze w połowie lat 80. wyjeżdżali na towarzyskie mecze do Dessau (NRD) i Martina (Czechosłowacja), zaś na swoim boisku podejmowali drużyny z Rumunii i Holandii (20 lipca 1985 r. ŁTS zwyciężył II-ligowców holenderskich 3:2).
W czerwcu 1987 roku, na walnym zebraniu, klub przyjął nazwę: Związkowe Towarzystwo Sportowe „Łabędy”. Nie był to najszczęśliwszy pomysł; jego intencją było, aby w nazwie uhonorować patrona klubu czyli Związek Zawodowy Pracowników Zakładów Mechanicznych „Łabędy”, ale w gruncie rzeczy zaspokajał ambicje paru działaczy związkowych, bo przecież ten patronat mógł być sprawowany również przy zachowaniu starej nazwy. Nie była to jedyna nietrafna decyzja; we wrześniu 1988 roku rozpoczęto przebudowę budynku klubowego na stadionie. Uczyniono to akurat wtedy, kiedy zakłady pracy wycofywały się z finansowania sportu, kiedy wiadomo już było, że dla tzw. kultury fizycznej zaczynają się trudne czasy. Ówcześni działacze podjęli jednak decyzję o remoncie stadionu i wybudowaniu nowego budynku klubowego. Komu zawdzięczamy kształt „architektoniczny” tego budynku? Mniejsza o to, w roku jubileuszowym nie warto wypominać takich rzeczy. Faktem jest jednak, że powstał budowlany potworek, brzydki, niefunkcjonalny, drogi w eksploatacji.
Ale wróćmy do piłki. W drugiej połowie lat 80. piłkarze wciąż szturmowali bramy III ligi. Nieustannie zmieniali się trenerzy, drużyna zajmowała wysokie miejsca w tabeli, ale III liga była ciągle poza zasięgiem. Dopiero w sezonie 1988/1989 szczęście było tuż, tuż. Zespół ZTS, po kolejnych wzmocnieniach, przyszli do Łabęd m.in. Leszek Rycek – były zawodnik I-ligowego Zagłębia Sosnowiec, Zbigniew Sporek, Stanisław Juryk, Roman Górecki, Bogdan Harupa, Bogdan Cygnar, Andrzej Sala, zwyciężył w grupie pierwszej klasy okręgowej, rywalizując do końca z Victorią Jaworzno. ŁTS zakwalifikował się do rozgrywek barażowych o wejście do jednej z czterech makroregionalnych grup III ligi. Zaczęło się obiecująco. W pierwszej turze baraży pokonali dwukrotnie mistrza Opolszczyzny – Unię Krapkowice 1:0 i 4:1. W drugiej turze wykazali wyższość nad mistrzem okręgu mazowieckiego Mazovią Rawa Mazowiecka 2:1 i 1:0. W decydującej turze na kolejnego rywala los wyznaczył łabędzkiej drużynie Granicę Bogatynia. Po przegranym spotkaniu wyjazdowym 1:2, wszystko wskazywało, że w rewanżu sprawa awansu będzie formalnością. Niestety, ku rozpaczy rekordowo licznej rzeszy zgromadzonej publiczności, nasz zespół pomimo dużej przewagi nad rywalami, zdołał tylko zremisować 1:1, zaprzepaszczając ogromną szansę awansu.

Lata 90. – upadek i reaktywacja

Po nieudanym szturmie bram III ligi rozpoczął się powolny upadek łabędzkiej piłki. Większość zawodników pozostała jednak w klubie, pozostał również trener Kazimierz Szmidt. We wrześniu 1990 roku podjęto decyzję o rozwiązaniu umów o pracę ze wszystkimi piłkarzami i trenerami zatrudnionymi w KUM „Bumar-Łabędy”. Fakt, że szczęście było tak blisko, a mimo to nie udało się awansować, spowodował utratę motywacji w drużynie. Na domiar złego pewni wpływowi ludzie gliwickiego sportu, wpadli na „wspaniały” pomysł. Na czym on polegał? Ano na tym, że ze struktury klubu wydzielono sekcję piłkarską i połączono ją z podobnie wydzieloną sekcją Piasta Gliwice. Do tego tworu miała również być włączona sekcja Carbo Gliwice, ale górnicy byli rozsądniejsi i wycofali się z tej koncepcji. Tak czy owak utworzono międzyklubową sekcję piłki nożnej, występującą pod nazwą CWKS „Bumar-Piast Gliwice”. Żeby było śmieszniej, piłkarze obu wydzielonych sekcji dalej byli zawodnikami swoich macierzystych klubów. Prawda że strasznie to wszystko było skomplikowane? Nic więc dziwnego, iż takie sztuczne tworzenie potęgi gliwickiego piłkarstwa spowodowało protesty kibiców obu drużyn, zresztą od dawna mocno zantagonizowanych. Wyprawy gliwickich fanów budziły grozę wśród mieszkańców Łabęd, bowiem to na naszym stadionie rozgrywał spotkania III-ligowy zespół „Bumar-Piast”.  Jego trenerami byli Kazimierz Szmidt i Paweł Bińkowski. Szkoleniowcami drużyny rezerwowej, grającej w klasie makroregionalnej, byli Ryszard Siemanowicz i Ryszard Kałużyński. Każdy mecz odbywał się pod „opieką” policji, która eskortowała wielbicieli „piastunek” od dworca do stadionu. Ale zadymy i tak były. Niewiele to miało wspólnego ze sportem. Jednak nadzieje działaczy były duże, marzyła się II liga, choć przecież wiele przykładów dowodziło, że takie sztuczne fuzje nigdy nie przynosiły spodziewanych efektów. Rzeczywistość musiała być (i była!) brutalna. Wkrótce drużyna przestała istnieć, mało tego – zlikwidowano praktycznie łabędzki klub, a i sekcja piłkarska gliwickiego Piasta wkrótce przestała istnieć. Długa była później droga do reaktywowania obu drużyn. Pozostały tylko animozje pomiędzy kibicami ŁTS i Piasta. W kilka lat później odżyły one podczas derbowych meczów w … klasie „B”. Po rozpadzie drużyny różnie potoczyły się losy piłkarzy. Część z nich kontynuowała karierę w innych klubach, pozostali zakończyli swą piłkarską przygodę rozpoczynając „prawdziwą” pracę zawodową w Bumarze, Hucie „Łabędy” i innych przedsiębiorstwach. Niektórzy wyjechali do Niemiec. Ale cóż, natura ciągnie wilka do lasu więc chłopcy nadal systematycznie trenowali na łabędzkim stadionie. Po pewnym czasie postanowili wziąć udział w rozgrywkach Śląskiej Ligi Amatorów. W 1996 roku świętowali mistrzostwo ligi, wcześniej dwukrotnie zajmując 3. miejsce. Zachęceni tymi sukcesami i widząc jak duże jest w Łabędach zapotrzebowanie społeczne na kibicowanie piłkarzom, zapragnęli spróbować swoich sił w „zawodowej” rywalizacji, na szczeblu Śląskiego Związku Piłki Nożnej.

14 lipca 1997 roku, na zebraniu komitetu założycielskiego postanowiono reaktywować klub sportowy. Postanowieniem Sądu Wojewódzkiego, z 4 września tego samego roku, ponownie na sportowej mapie Polski pojawiło się Łabędzkie Towarzystwo Sportowe. Prezesem klubu wybrany został Andrzej Sypek, a w skład zarządu weszli: Karol Becker, Bernard Fic, Andrzej Iwaszek, Janusz Marcinów, Tadeusz Martyniak, Roman Pich, Piotr Reichelt, Andrzej Skoludek, Stanisław Szczurowski, Henryk Wieszok.
Piłkarze rozpoczęli kolejny etap swojej historii od rywalizacji w najniższej klasie rozgrywkowej Śl. ZPN – klasie „B”.
Drużyna występowała w pierwszych meczach po reaktywowaniu w składzie: Hajt, Robert Stach, Franik, Olejarz, Komander, Skwarek, Sowa, Sypek, Pysik, Chmura, Szołtysek, Krypczyk, Dobiosz, Pola. Średnia wieku zespołu… skwitujmy ją milczeniem, ale zaangażowanie zawodników, ambicja – były godne podziwu.
W pamięci kibiców zapisały się pojedynki z Piastem Gliwice. W październiku 1997 roku na stadionie w Łabędach spotkały się w meczu decydującym o tym, która z drużyn zostanie jesiennym liderem rozgrywek w II grupie klasy „B”. Mecz, mimo panującego chłodu, zgromadził na trybunach ponad 1000 widzów! Byli świadkami emocjonującego spotkania, zakłócanego wyczynami pseudokibiców Piasta choć i nasi kibice niewiele im ustępowali. ŁTS zwyciężył 4:0 (3:0), a bramki strzelili: Sklarzyk (’23), Pola (’33 i ’78), Szołtysek (’36). Warto przypomnieć skład naszej drużyny w tym „historycznym” meczu, relacjonowanym przez lokalna radiostację!: Hajt – Robert Stach, Franik, Olejarz, Komander – Pysik, Dobiosz, Sowa, Szołtysek (Chmura) – Sklarzyk, Pola. 
W ówczesnej drużynie Piasta grali piłkarze, którzy w kilka lat później występowali w łabędzkim zespole: Wasilewski, Gałuszka i Staniczek. W sezonie 1997/98 awans do klasy „A” wywalczył jednak Piast, ale już w następnym sezonie do tej klasy rozgrywkowej awansował ŁTS Łabędy.
W klasie „A” ŁTS grał przez kilka sezonów, zajmując z reguły miejsca w górze tabeli, jednak awans do ligi okręgowej pozostawał w sferze marzeń. Dopiero w sezonie 2001/2002 udało się – piłkarze trenowani przez Andrzeja Poloczka awansowali do V ligi. W 2003 roku odnieśli sukces zwyciężając w Pucharze Polski na szczeblu podokręgu zabrzańskiego. W lidze okręgowej grali ze zmiennym szczęściem. Najpierw pod wodzą Andrzeja Poloczka, później Alojzego Łyski (byłego dwukrotnego reprezentanta Polski), a od stycznia 2004 roku, Tomasza Grozmaniego, plasowali się w czołówce grupy IV. Awans – o którym tak marzyli kibice – był blisko, ale wciąż wyprzedzały ŁTS inne zespoły, a to Slavia Ruda Śląska, a to Rozbark Bytom. W bieżącym sezonie po rundzie jesiennej strata siedmiu punktów do lidera Sparty Zabrze wydawała się nie do odrobienia, jednak wiosną piłkarze nasi grają znakomicie i kto wie…

POZOSTAŁY WSPOMNIENIA

Najpopularniejszymi w Łabędach dyscyplinami sportu przez wiele lat były boks i oczywiście piłka nożna. Trzecią sekcją, która niegdyś prężnie działała z niemałymi sukcesami, była sekcja zapasów klasycznych. Założona została w 1952 roku przy klubie – wówczas – Stal Łabędy. Początki sekcji zrodziły się już w 1945 roku, lecz nie zanotowano wtedy jej rozwoju.
Założycielem sekcji był wielki entuzjasta zapasów Józef Kucharczyk, zaś pierwszym trenerem został Eryk Niedurny, znany niegdyś w Polsce zapaśnik. To właśnie oni wespół z innym zapaleńcem sportu Walterem Olszowskim, nauczyli młodzież łabędzką podstaw zapasów i umiłowania tej dyscypliny. Przerodziło się to wkrótce w sportowe sukcesy. W 1954 roku drużyna zapaśnicza Stali Łabędy wywalczyła po raz pierwszy awans do II ligi państwowej. Na przełomie lat 50. i 60. walczyli w niższej klasie rozgrywkowej.

Czołowymi zawodnikami w pierwszych latach działalności sekcji byli: bracia Józef i Ewald Franuszowie, inny duet braci – Kurt i Paweł Heller oraz Czok, Wieczorek, Henryk Bogol, a nieco później Rudolf Janik, Helmut Biskupek.

Ponowny awans do II ligi zapaśnicy uzyskali w 1966 r. Awans wywalczyli: Jerzy Krzewina, Gerard Pancherz, Józef Tuczykont, Piotr Blach, Zygfryd Pordzik, Hubert Kołodziej, Zygmunt Schab, Eugeniusz Pytel, Ewald Franusz, Janusz Sawicki, Józef Kwoczała, Alojzy Tuczykont, Ginter Pawleta, Hubert Bradel, Hubert Purszke. Odnosili również znaczące sukcesy indywidualne, szczególnie w kategorii młodzieżowej i juniorów. I tak: Jan Tausenwald był mistrzem Śląska i brązowym medalistą mistrzostw Polski juniorów – (w 1965 roku), zaś Jan Strzałkowski był mistrzem Polski juniorów – (w1973 roku) i reprezentantem kraju. Wywalczył również tytuł wicemistrza Europy juniorów. Ten sam tytuł zdobył inny wychowanek klubu – Krystian Słomka. Obaj ci młodzi zawodnicy występowali później w Sile Mysłowice, czołowej drużynie kraju w latach 60. i 70. W latach 60. wyróżniającymi się zawodnikami młodego pokolenia byli też: Jerzy Szrela, Piotr Mazur, Jan Wróbel, Józef Zaszewski. W latach 70. i 80. działalność sekcji ograniczała się praktycznie do prowadzenia grup młodzików i juniorów. Młodzi zawodnicy odnosili sukcesy na matach Śląska. Na początku lat 80., w okresie rozpoczętych wielkich zmian społecznych, zaczęły się kłopoty finansowe. Przez pewien czas działalność sekcji została zawieszona. Po jej reaktywowaniu, zapaśnicy tułali się po różnych salkach treningowych, a łabędzkie zakłady pracy, także ówczesny zarząd ŁTS, nie wykazywały zainteresowania zapaśnikami. I tylko dzięki zaangażowaniu jednego człowieka sekcja jako tako funkcjonowała. Stanisław Wdowicz – nie sposób o nim nie wspomnieć – był trenerem, kierownikiem sekcji, menedżerem – słowem - „człowiek-orkiestra”. Na dłuższą metę sytuacja taka nie mogła przynieść powodzenia. Nic więc dziwnego, że jesienią 1984 roku sekcja zapaśnicza przestała istnieć. Pozostały tylko wspomnienia. 

WCIĄŻ GRAJĄ

To dziwne, ale na przełomie lat 40. i 50. a także nieco później, w łabędzkim klubie działały różne, nawet dość egzotyczne sekcje (narciarska, motorowa), a tak – wydawałoby się – „tania” sekcja jak ping-pong rozpoczęła swa sportową przygodę dopiero pod koniec lat 50. Przynajmniej z tego okresu są pierwsze wzmianki w kronikach. Wyczytać w nich można, że 18 stycznia 1959 roku w salach Domu Kultury w Pyskowicach odbyły się mistrzostwa podokręgu, w których 3. miejsce zdobył pracownik naszych zakładów – Józef Cegła. W kilka miesięcy później czytamy w kronikach: „…w sali sportowej AKS „Kościuszko” w Chorzowie odbył się turniej indywidualny o mistrzostwo Śląska w tenisie stołowym. Nasz zespół reprezentowali: Marian Lewicki, Józef Cegła i Józef Szymczyk. Miłą niespodziankę sprawił Marian Lewicki, który wygrał mecze eliminacyjne i ćwierćfinałowe. Odpadł dopiero w półfinałach z 4. rakietą Polski – Adamem Cyrusem z AZS Gliwice.”
Ping-pongiści grali wówczas w klasie „A”, ale już w 1960 roku awansowali do III ligi wojewódzkiej. Zawodnicy odnosili od czasu do czasu indywidualne sukcesy, głównie w zawodach powiatowych. Sekcja rozwijała się jednak dość wolno, podstawowymi zawodnikami przez wiele lat byli: J. Cegła, M. Lewicki, J. Szymczyk i Stanisław Kuc. Na początku lat 70. sekcja posiadała już kilka zespołów, a pierwsza drużyna grała w klasie terenowej. Dobrym duchem zespołu, człowiekiem który rozwojowi sekcji poświęcił wiele energii był Paweł Leszczyna. Do czołowych zawodników należeli: Teresa Porwoł, Marian Kwodawski, Eryk Ciężkowski, Krzysztof Węgrowski, Henryk Węgrowski i Paweł Leszczyna.
W połowie lat 70. pierwsza drużyna przewodziła stawce drużyn w klasie okręgowej, drużyna rezerwowa – w kla-sie „A”, a trzecia drużyna – w klasie „C”. Tenisiści sto-łowi odnosili nawet sukcesy międzyna-rodowe; w maju 1975 roku prze-bywali w NRD, na zaproszenie klubu BSG „Lokomotiv Thüm”. W turnieju indywidualnym zwyciężył Paweł Leszczyna, a Marian Kwodawski zajął drugie miejsce, nic więc dziwnego, że łabędzianie odnieśli również zwycięstwo w turnieju drużynowym.
Podczas rewizyty zespołu „Lokomotiv” w Łabędach rezultaty były dokładnie takie same. Z klubem niemieckim utrzymywano zresztą kontakty przez wiele lat. Sukcesy sportowe były zarówno dziełem zawodników jak i działaczy: Stefana Zdebla i – jakżeby inaczej – Pawła Leszczyny – czołowego zawodnika i ofiarnego działacza.
Druga połowa lat 70. to wiele sukcesów łabędzkich ping-pongistów. Zawodnicy odnosili zwycięstwa w turniejach indywidualnych we wszystkich kategoriach wiekowych, w treningach uczestniczyło wielu młodych adeptów tego sportu. W 1976 roku Witold Nowakowski powołany został do kadry Śląska młodzików, a rok później Krzysztof Węgrowski – do kadry juniorów Śląska. W 1977 roku ŁTS prowadził już cztery drużyny, które przewodziły w tabelach – od klasy terenowej do klasy „C”. W marcu 1977 roku, na dwie kolejki przed końcem rozgrywek, pierwsza drużyna zapewniła sobie awans do klasy wojewódzkiej. Do sezonu 1977/78 sekcja tenisa stołowego zgłosiła pięć drużyn, w tym drużynę dziewcząt. Trenerem koordynatorem był znany wówczas wychowawca wielu czołowych zawodników Śląska – Mieczysław Pięta. Do czołowych zawodników należeli w tym okresie: Krzysztof Węgrowski, Marian Strzałka, Witold Nowakowski, Marek Kurzępa i – wciąż niestrudzeni – Eryk Ciężkowski i Paweł Leszczyna, równocześnie kierownik drużyny.
W 1980 roku pozyskano jednego z czołowych zawodników Śląska – Józefa Kwaśniaka, który został również szkoleniowcem. W połowie tego roku odnotowano awans aż trzech zespołów: pierwszego zespołu do II ligi, drugiego – do klasy wojewódzkiej, a trzeciego do klasy terenowej. Po doskonałym sezonie w 1981 roku, pierwsza drużyna zwyciężyła we Wrocławiu w turnieju kwalifikacyjnym i awansowała – uwaga – do I ligi; bezsprzeczny sukces. ŁTS znalazł się w gronie najlepszych zespołów kraju. Cóż, skoro ten sukces zaskoczył opiekunów sekcji (Hutę „Łabędy”), którzy akurat wtedy rozpoczęli remont sali treningowej. Nic więc dziwnego, że pozbawieni bazy szkoleniowej, zawodnicy ŁTS rychło zostali „czerwoną latarnią” rozgrywek ekstraklasy. Wieloletni trud poszedł na marne wskutek braku wyobraźni paru tzw. decydentów. Zejście ze szczytu było szybsze niż mozolne wspinanie się. Zaangażowanie działaczy było ciągle bardzo duże, młodzież wciąż garnęła się do treningów, ale od 1982 roku rozpoczął się powolny upadek sekcji. Odeszło wielu czołowych zawodników, drużyny grały w coraz niższych klasach rozgrywkowych. Jeszcze od czasu do czasu odnoszono sukcesy m.in. na turnieju w zaprzyjaźnionym od wielu lat Thüm w NRD, gdzie w gronie ośmiu zespołów, drużyna ŁTS zwyciężyła. W połowie lat 80. udało się utrzymać sekcję jeszcze w niezłej sytuacji. Pierwsza drużyna grała w II lidze, druga – w klasie wojewódzkiej, w różnych rozgrywkach brało udział pięć zespołów. Nieźle spisywała się drużyna dziewcząt grająca w klasie wojewódzkiej i ubiegająca się nawet – w 1987 roku – o awans do II ligi.
W drugiej połowie lat 80. kierownikiem sekcji był Herbert Sznura. W 1988 r. pierwszy zespół grał bez większych sukcesów w II lidze. Kadrę tworzyli wówczas: Andrzej Gryczan, Roman Gajdeczka, Marian Wypadło, Krzysztof Węgrowski i Józef Kwaśniak. Sekcja borykała się z wieloma problemami: marna była baza treningowa, brak było częstokroć możliwości transportowych i finansowych, aby wziąć udział w meczach wyjazdowych, stąd wiele punktów tracono walkowerem. W 1989 roku nastąpił spadek do klasy wojewódzkiej. Ta zła sytuacja nie była jedynie w sekcji tenisa stołowego. Przełom lat 80. i 90. to w ogóle marne lata dla łabędzkiego sportu, wynikające głownie z problemów finansowych, ale także z odejścia wielu zaangażowanych działaczy starej daty i zastąpienia ich przez ludzi, którzy nie byli w swej pracy „społecznej” (?!) tak bardzo bezinteresowni. Takie czasy, takie obyczaje – jak mówili starożytni.
Dziś sekcja ping-pongowa wciąż istnieje. Zawodnicy z powodzeniem grali w rozgrywkach ligi okręgowej. W bieżącym sezonie – w roku 2005 – zwyciężyli w rozgrywkach III ligi i walczą w bar żach o w jście do II ligi terytorialnej. Czołowymi zawodnikami drużyny są: Witold Nowakowski, Jan Ciepiał, Paweł Nowakowski.

TENISIŚCI Z „ZAKĄTKA LEŚNEGO”

Sekcją odnoszącą niemałe sukcesy, była sekcja tenisa ziemnego. Rozpoczęła swoją działalność jesienią 1957 roku. Przez wiele lat ograniczano się jedynie do w pełni amatorskiej zabawy sportowej; nie uczestniczono w żadnych rozgrywkach, brak było przede wszystkim kortów. Dopiero w 1969 roku drużyna seniorów zaczęła odnosić pierwsze, skromne sukcesy. Jednym z nich było zdobycie mistrzostw klasy „B” i awans do klasy „A”. Trenerem drużyny był Marian Dudek. Już po roku drużyna awansowała do ligi okręgowej.
W 1974 roku rozpoczęto prace nad utworzeniem kortów tenisowych na Zakątku Leśnym; kierownikiem sekcji został pracownik Zakładów Mechanicznych „Łabędy” Karol Kornas. Zawodnicy ŁTS zaczęli odnosić pierwsze indywidualne sukcesy, na razie w mistrzostwach Śląska. Ilość zrzeszonych wówczas zawodników była wcale pokaźna, na kortach ŁTS trenowało około 60 tenisistów (czołowymi zawodnikami byli w I połowie lat 70. Jacek Veltze, Kazimierz Listek i Alicja Sowa). Drużyna seniorów awansowała do ligi wojewódzkiej, a w następnym sezonie już do II ligi. W 1975 roku zdobyła również mistrzostwo Śląska. Poza drużyną seniorów, w mistrzostwach Śląska brały również udział zespoły juniorów i młodzików. W pierwszym sezonie rozgrywek w II lidze łabędzki beniaminek zajął 2.miejsce; w drużynie grali wówczas m.in.: Jan Krupiński, Kazimierz Listek, Henryk Kobienia, Danuta Sikora, Bożena Zegarowska.
W 1977 roku w turnieju kwalifikacyjnym do mistrzostw Polski, w którym wzięło udział wielu czołowych zawodników z południa kraju, Jan Krupiński zajął 1. miejsce. Naprzeciw większym krajowym sukcesom tenisistów, mimo wielkiego zainteresowania młodzieży, stała skromna baza treningowa: zaledwie trzy korty i jedna ściana do ćwiczeń. Pod koniec lat 70. zaczął się powolny upadek sekcji, odszedł Kazimierz Listek, pierwsza rakieta ŁTS, rezygnację z funkcji kierownika sekcji złożył Karol Kornas.

Najmłodsi tenisiści wciąż jeszcze odnosili lokalne sukcesy, ale drużyna seniorów grała w coraz niższych klasach rozgrywkowych. Początek lat 80. to najtrudniejszy okres łabędzkiego sportu. Zresztą w całej Polsce finansowanie sportu zaczęło być problemem, przedsiębiorstwa przestały utrzymywać sekcje sportowe. Tenisiści wciąż jednak spotykali się na „Zakątku Leśnym”. Mimo iż poprawiła się baza treningowa, przybyło kortów, to wciąż brakowało pieniędzy na sprzęt. W działalności sekcji bardzo aktywnie działali wówczas Adam Smoleń i (znów) Karol Kornas. Zrezygnowano praktycznie z „wielkiego wyczynu” na rzecz bardziej rekreacyjnej działalności sekcji, koncentrując się na pracy z najmłodszymi tenisistami, w sport „bawili” się również oldboje.
W 1988 roku dotychczasowy patron, Walcownia Metali „Łabędy”, zrezygnował z opieki nad sekcją. Obiekt na Zakątku Leśnym przejął Związek Zawodowy Pracowników ZM”Ł”. W latach 90. tylko dzięki społecznemu zaangażowaniu miłośników tenisa (m.in. Grzegorza Waligóry) sekcja jeszcze istniała, a korty nie zarosły zielskiem. Dziś, w czasach nowego ustroju społecznego, korty zostały wydzierżawione gliwickiemu biznesmenowi, który prowadzi na nich swoistą działalność gospodarczą. No cóż, takie czasy…

MIŁOŚNICY 64 PÓL

Jedną z dyscyplin sportowych uprawianych w Łabędach były szachy. Sekcja powstała pod koniec 1948 roku. Początkowo organizowano rozgrywki indywidualne, później łabędzcy szachiści brali udział w turniejach drużynowych. Już w 1954 roku w mistrzostwach II ligi wojewódzkiej zespół Stali Łabędy zajął 2. miejsce. Trenowało wówczas ponad 30 zawodników, w różnych kategoriach wiekowych. W latach 1952-1960 drużyna walczyła ze zmiennym szczęściem, najczęściej w klasie „B”. Awans do klasy „A” uzyskano w 1961 roku. W tej klasie rozgrywkowej szachiści utrzymywali się przez kilka sezonów. Do czołowych zawodników należeli wówczas: Wolfgang Willim, grający przez wiele, wiele lat, aż do końca lat 80., podobnie jak Reinhold Tauber, a także Jan Komander, Leon Marynowski. Zawodnicy grali i trenowali w Międzyzakładowym Domu Kultury, zresztą później występowali jako zespół MDK Łabędy. W 1978 roku sekcję przejął ŁTS. Kierownikiem sekcji został na wiele lat Wacław Orszulak, rywalizujący również z powodzeniem przy szachownicy. W latach 80. w drużynie grali m.in. Krzysztof Młynarczyk, Józef Cegła (były ping-pongista), Stefania Komander, Jan Komander, Edmund Michalski, Ilona Szczecina, Piotr Hartyniuk, Andrzej Grosschmidt, Joachim Warmons. Pod koniec lat 80. zespół występował w klasie „B” lub „C”.

ZAPALEŃCY

W długiej, 60-letniej historii łabędzkiego sportu powstawały i kończyły swoją działalność różnorodne sekcje sportowe. Ich popularność była większa lub mniejsza, ale w rocznicowych wspomnieniach należy poświęcić im nieco miejsca.
Już w 1948 roku powstała m.in. sekcja koszykówki. Jej funkcjonowanie, podobnie jak innych dyscyplin wówczas działających, było utrudnione z zasadniczego powodu – braku pieniędzy. Koszykówkę uprawiali przede wszystkim młodzi emigranci z Francji. W 1950 roku drużyna koszykarzy zdobyła wicemistrzostwo Śląska. Latem zawodnicy trenowali na boisku usytuowanym na poniemieckich kortach tenisowych przy późniejszym hotelu robotniczym Walcowni Metali „Łabędy”. Zimą koszykarze nie mieli gdzie trenować, nic zatem dziwnego, że w 1954 roku sekcję rozwiązano.
Jednak wkrótce, w tym samym 1954 roku powołano do życia sekcję siatkówki męskiej. Treningi prowadził ówczesny reprezentant Polski, student Politechniki Śląskiej – Kazimierz Faliszewski. Jej żywot był krótki, z tego samego powodu jak w przypadku koszykówki – braku sali treningowej. Sekcję reaktywowano po 33 latach, w 1987 r. Drużyna została zgłoszona do rozgrywek w klasie „A”. Do wyróżniających się zawodników należeli: Edward Foit i Leszek Kęska. Gracze traktowali jednak swoją grę wybitnie amatorsko, zarząd nie interesował się sekcją, skutek był taki, że w 1990 roku zakończyła się przygoda łabędzkich siatkarzy.
W latach 50. i 60. popularna była w Łabędach gimnastyka. Treningi i zawody odbywały się w sali gimnastycznej przy ulicy Metalowców (w Rynku). Gimnastykę uprawiało ponad 40 zawodników. Sekcja działała dość prężnie, na pokazowe zawody do Łabęd zaproszono m.in. Natalię Kotównę i Jerzego Jokiela, czołowych polskich gimnastyków, medalistów olimpijskich.
W latach 60. na stadionie ŁTS trenowało wielu młodych lekkoatletów. Sekcję utworzono na początku lat 50. Wkrótce mistrzem Śląska juniorów w trójskoku został Niewolik, reprezentujący również Polskę w meczu z CSRS i Rumunią. Później nastąpił długoletni regres w działalności sekcji. Dopiero w 1967 roku lekkoatleci, trenowani przez Romana Gunię, zaczęli odnosić lokalne sukcesy, awansując do klasy „A”. Kierownikiem i czynnym zawodnikiem, zaangażowanym  w działalności sekcji był Zenon Czyżychowicz. Wybijającymi się zawodnikami byli w owym czasie również: Aniela Karbowniczek, Krystian Pietrzyk, Marian Kempski. Niestety, w 1972 roku z powodu kiepskich warunków treningowych (permanentny remont stadionu!) sekcję rozwiązano. Po dwóch latach podjęto jeszcze próbę jej reaktywowania, ale bez powodzenia.

W drugiej połowie lat 80. bardzo dynamicznie rozwijały się biegi na orientację. Sekcję utworzono  w 1996 roku, a właściwie przyjęto do ŁTS grupę niezrzeszonych zawodników, po to aby mogli brać udział w rozgrywkach ligowych. Kierownikiem sekcji został Krzysztof Pętlak, a trenerem Izabela Piekarz. Utalentowani zawodnicy uzyskali wkrótce awans do II ligi. Trenowało około 50 zawodników. Sekcja rozwijała się prężnie i pod koniec lat 80. trenowało już ponad 60 biegaczy. W 1989 roku zespół awansował do I ligi państwowej liczącej 10 drużyn. Do najlepszych zawodników należeli Andrzej Szulc i Stanisław Skorupa.
Sekcję rozwiązano na początku lat 90. kiedy nadeszły dla sportu chude lata.
W Łabędach na początku działalności klubu, próbowały rozwijać działalność różne dyscypliny sportu. W 1950 roku powołano do życia sekcję kolarską. Nie mogła ona jednak poszczycić się sukcesami, choć zawodnicy często startowali w zawodach organizowanych na Śląsku. Również w Łabędach odbywały się wyścigi kolarskie. 
W 1951 roku powstały sekcje: motorowa, piłki ręcznej, szermierki. Ich żywot był jednak z reguły krótki.
Sekcją, o której należy wspomnieć, a która założona została stosunkowo niedawno, to sekcja koszykówki dziewcząt. Trenerem jest Joachim Langer. Koszykówkę uprawia kilkanaście kilkunastoletnich dziewcząt. Odnoszą one pierwsze sukcesy w rozgrywkach młodzieżowych.

CO DALEJ?

Miną rocznicowe uroczystości, zacznie się codzienna rzeczywistość. Przed sportowcami, szkoleniowcami, działaczami pojawią się nowe wyzwania. Dyscypliną sportową wzbudzającą najwięcej emocji i budzącą największe nadzieje łabędzkich kibiców jest oczywiście piłka nożna. Kibice oczekują – to normalne – awansu drużyny do wyższej klasy rozgrywkowej. Istnieją ku temu wszelkie przesłanki: klasa sportowa piłkarzy, umiejętności szkoleniowców, możliwości organizacyjne klubu. Jeśli jednak nie uda się awansować w najbliższej przyszłości, to – bez wątpienia – piłkarze walczyć będą ambitnie w kolejnym sezonie. Istotą sportu jest bowiem rywalizacja i dążenie do zwycięstwa. Przed kibicami kolejne emocje. ŁTS Łabędy nigdy nie straci najwierniejszych sympatyków.
Bolączką klubu przez wiele lat była sportowa baza. Sytuacja poprawiła się, wypiękniał nasz stadion. Do zrobienia jest jednak wciąż dużo. Na przeszkodzie stoją trzy czynniki: po pierwsze – brak pieniędzy, po drugie – brak pieniędzy i po trzecie - …

Pomimo wielu problemów przyszłość klubu rysuje się pomyślnie, bowiem – podkreślam to raz jeszcze – jego olbrzymim kapitałem są ludzie i to oni tworzyć będą dalszą, długoletnią historię Łabędzkiego Towarzystwa Sportowego.

opracował ZBIGNIEW BIELEC